By móc jeszcze raz chociaż sprobować "pożyć"
Mieszkamy i wegetujemy we dwoje.Ja i Mój roczny największy przyjaciel kot Olaf.Nie zawsze zjemy lub czesto nie dojadamy.Dotychczas jakoś to bywało.Pracowałam byłam zdrowa i dawałam radę.Silnie podnosząc się z ciężkiego etapu życia.Wtedy zagościł na stałe właśnie Oluszek❤Od pierwszej chwili pozostał Prawdziwym Moim PRZYJACIELEM.Od początku był taką moją terapią.Dzięki niemu zaczęłam odzyskiwać radość serca.Przywracając dawno zapomniany uśmiech na twarzy.Miałam pracę,spokój i zaczęłam stawać "na nogi".Jednak to wszystko w nagłej chwili się zachwiało.W ubiegłym roku.Mianowicie operacja prawej ręki z uszkodzeniem ścięgna.Co za tym szło?...utrata właśnie źródła dochodu.Pół roku później kolejna operacja zszycie pękniętego wrzodu żołądka i zapalenie otrzewnej.A kolejne nie całe pół roku(roku bieżący)myślałam że po operacji w styczniu coś się zadziało(robiłam co mogłam by zarobić jakikolwiek grosz.Pomagałam w tym czasie kłaść polbruk)...zaczął boleć mnie żołądek(myślałam że się przeciążyłam dźwiganiem)Zadzwoniłam po pogotowie,bo ból był nie do zniesienia.Zabrano mnie do szpitala.Na drugi dzień zrobili mi gastroskopię i po 6-ciu tyg.był wynik.Rak przełyku.Od tamtej chwili chyba poddałam się psychicznie.Jednak Mój przyjaciel nigdy mnie na chwilę nie opuścił.Choć głodny jak i ja sama.Bez możliwości.Bez chęci by móc chcieć.Nie będę pisać o tym czy pomagałam w życiu sama.Bo o tym nie powinno się mówić,czy głosić(takie jest moje zdanie)Mam córkę wiele kilometrów stąd.Bardzo marzę by móc jeszcze zdążyć tak mocno ją utulić.Bilet jest znów problemem.Siedzimy z moim przyjacielem bez prądu.W tej chwili i bez nawet gazu.Ciemność,zimnica i cała ta reszta mnie "zabija Najmocniej szkoda mi Oluszka,który nigdy nie zostawił mnie,a ja czesto nawet nie mogę dać jemu poprostu jeść.Zawsze pracowałam.Zawsze chwytałam się czego można by zarobić.Dziś niestety już nie.