Piotr Dudek
Osoba , Osoba Niepełnosprawna
Podopieczny fundacji Młodzi-Młodym
Numer Podopiecznego: 16866
Historia
Cześć,
mam na imię Piotrek i czuję się zaszczycony, mogąc Cię tu gościć.
Urodziłem się w roku 1987, pochodzę z Beskidu Małego i to właśnie tam, w malowniczej wsi Porąbka, spędziłem większość życia. Kilka lat temu, podążając za głosem serca, przeprowadziłem się jednak do Bochni, gdzie wraz z moją partnerką, Sonią, tworzę do dzisiaj.
Gdybym miał wybrać trzy słowa, które najlepiej definiują mnie i moje życie, byłyby to: literatura, choroba i…
Pozwól, że opowiem Ci o dwóch pierwszych, a wybór ostatniego zostawię Tobie. Wszak, by uczciwie zdefiniować człowieka, jego charakter i naturę, wady i zalety, perspektywa zewnętrzna jest równie ważna, co sposób, w jaki ów człowiek postrzega sam siebie. Podam Ci doskonały przykład tego, o czym mówię: Ty.
Skoro jesteś tu, na stronie Fundacji, i poświęcasz swój bezcenny czas, żeby przeglądać profile jej podopiecznych, to znaczy, że naprawdę chcesz komuś pomóc, a co więcej, bardzo się w tę pomoc angażujesz. I już tylko ten jeden, prosty fakt, mówi mi, że jesteś naprawdę niesamowitą osobą. Nie znamy się i najprawdopodobniej nigdy się nie spotkamy – a szkoda – ale i tak wiem, jakiego słowa użyłbym, gdyby to mnie przyszło wybrać jakieś trzecie określenie definiujące Ciebie: szlachetność.
Niezależnie od tego, jak w Twoim przypadku brzmią dwa pierwsze słowa, i jak się z nimi czujesz, to trzecie jest moją prawdą o Tobie.
Jaka natomiast jest prawda o mnie?
Przede wszystkim jestem (czuję się) pisarzem, podobno nawet dobrym, i chciałbym powiedzieć, że to właśnie ten fakt najbardziej definiuje mnie i moje życie. Opublikowałem kilka opowiadań w różnych antologiach, wygrałem lub chociaż zostałem wyróżniony w niejednym konkursie literackim i wydałem dwie książki – bardzo dobrze przyjętą zarówno przez dzieci jak i rodziców bajkę „Kot Czarownicy” oraz powieść fantasy pod tytułem „Za kamień i za ciemność”, którą napisałem wraz z moją życiową partnerką, Sonią Kortą, i która zebrała (a właściwie, to wciąż zbiera) bardzo entuzjastyczne recenzje.
Sonia również jest pisarką, poznaliśmy na portalu literackim Nowej Fantastyki jakieś dziesięć lat temu, i od tamtego czasu staliśmy się praktycznie nierozłączni. Na co dzień oboje piszemy kontynuację wspólnej sagi oraz pracujemy nad indywidualnymi projektami, a ponadto zajmujemy się redagowaniem i korektą książek. Nie będzie więc przesadą twierdzenie, że właśnie spełnia się moje marzenie i już nie tylko żyję literaturą, ale również z literatury.*
* – najświeższa aktualizacja mojej obecnej sytuacji na samym dole strony
Niestety jednak nigdy nie było to życie lekkie.
Od urodzenia mam problemy ze zdrowiem, lecz gdy w wieku czterech lat przeszedłem operację klatki piersiowej, zarówno dla mnie, jak i mojej rodziny zaczął się prawdziwy koszmar. Najprawdopodobniej bowiem to właśnie wtedy zaraziłem się wirusami HBV i HCV, które doprowadziły do przewlekłego zapalenia wątroby. Przypadki takie jak mój, gdzie jednocześnie atakują dwa różne wirusy, są niezwykle rzadkie, a przy tym jeszcze do niedawna były znacznie trudniejsze do leczenia. Tak więc, mimo wczesnego wykrycia choroby, wielokrotnej hospitalizacji i najróżniejszych terapii, w tym eksperymentalnych i nierzadko bardzo obciążających dla organizmu, nie udało mi się ani wyleczyć, ani zatrzymać postępu choroby, która w końcu doprowadziła mnie do poważnej niewydolności, a wreszcie i do zdiagnozowanej w roku 2015 marskości wątroby.
Od tego czasu żyję z wyrokiem, o którym niemal nieustannie przypominają mi objawy – chroniczne problemy ze snem, nieustanne zmęczenie, ból czasem tak ostry, że nie mogę się ruszyć ani głęboko odetchnąć, problemy z trawieniem i wreszcie uporczywy świąd na tyle silny, że w sensie jak najbardziej niemetaforycznym bywa dla mnie torturą; bardzo intensywnym fizycznym cierpieniem, od którego nie ma ucieczki – oraz wynikające z nich ograniczenia. Ponadto cierpię również na liczne alergie, w tym pokarmowe, na liczne pyłki i na kurz, oraz astmę oskrzelową i wynikającą z niej niewydolność oddechową, co również utrudnia mi codzienne funkcjonowanie.
Jednak nie wszystkie zmiany, które zaszły w moim życiu wraz z pojawieniem się marskości wątroby, były złe.
Przede wszystkim dzięki tej diagnozie trafiłem na szczyt listy oczekujących na nową, niezwykle skuteczną, a przy tym nieinwazyjną terapię przeciwko WZW C, która faktycznie zadziałała również i na mnie. Wraz z wyeliminowaniem HCV – co nastąpiło już po kilku miesiącach od diagnozy – również walka z drugim wirusem okazała się o wiele bardziej skuteczna (choć trwa do dzisiaj), a entropia wątroby, mimo że nieuchronna, wyraźnie zwolniła.
Ponadto ZUS przyznał mi rentę socjalną, dzięki której mogłem choć do pewnego stopnia się usamodzielnić i zacząć prowadzić względnie normalne, a przy tym szczęśliwe życie u boku Soni (oraz długowłosej kotki o szylkretowym umaszczeniu, bardzo małym rozumku i wdzięcznym imieniu Buka), a przy tym na miarę sił i możliwości realizować swoje marzenie o pisaniu.
Niestety jednak w lipcu roku pańskiego 2023 lekarz orzecznik ZUS uznał najwidoczniej, że skoro mam w miarę dobre wyniki i, mimo wszystko, czuje się względnie dobrze, to jednak nie jestem całkowicie niezdolny do pracy, tym samym POZBAWIAJĄC MNIE PODSTAWOWEGO ŹRÓDŁA UTRZYMANIA I NADZIEI NA JAKĄKOLWIEK STABILIZACJĘ ORAZ BEZPIECZEŃSTWO. I tak oto, po ośmiu latach bezproblemowego podtrzymywania mi prawa do renty, za sprawą jednej bardzo niesprawiedliwej i małostkowej decyzji wyjątkowo aroganckiej lekarki w kitlu z tarnowskiego oddziału ZUS (po Bochni krążą o niej legendy), zostałem z niczym.
Oczywiście nie składam broni i toczę tę nierówną walkę o godność, sprawiedliwość i… życie.
Na dzień dzisiejszy sprawa oczekuje na swój finał w sądzie, gdzie przeciąga się już kilka miesięcy, jednak nie mam wielkich nadziei, że będzie to finał dla mnie szczęśliwy*. I choć świadczenie to nie było duże, odkąd je straciłem, jakość życia mojego oraz mojej partnerki wyraźnie się pogorszyła. Wbrew nieuzasadnionemu optymizmowi urzędników i lekarzy z ZUS, nie mogę normalnie funkcjonować, a co dopiero pracować, zaś zlecenia na redakcje i korekty książek, realizowania których podjęliśmy się, żeby mieć za co żyć, póki co pozwalają jedynie przetrwać z miesiąca na miesiąc. Ponadto też nie zawsze czuję się na tyle dobrze, żeby pracować albo pisać.
W efekcie obecnie nie stać mnie na zdrową, zbilansowaną dietę, mamy niedogrzane mieszkanie, z ledwością wystarcza nam na czynsz i rachunki, a moje samopoczucie, zarówno fizyczne, jak i psychiczne, pogarsza się w zastraszającym tempie. Mam też utrudnioną komunikację w mieście i dostęp do poradni hepatologicznej, która znajduje się w Chorzowie, przeszło 150 kilometrów od Bochni (leczę się tam nieprzerwanie od prawie dwudziestu lat i dosłownie zawdzięczam tym wspaniałym ludziom życie, więc nie chcę się nigdzie przenosić).
Leki przeciwwirusowe, które przyjmuję na WZW B, na szczęście są refundowane przez NFZ, ale prócz nich potrzebuję również suplementów, tabletek wzmacniających na wątrobę, tabletek na zgagę, tabletek i preparatu inhalującego na astmę, tabletek przeciwhistaminowych, oraz, niestety zbyt często, tabletek przeciwbólowych.
Pogodziłem się z faktem, że w ten czy inny sposób już zawsze będę potrzebował pomocy – bliskich, państwa, ludzi dobrej woli – lecz proszenie o nią, a tym bardziej mówienie wprost o problemach, które zaczynają mnie przerastać, nigdy nie przychodziło mi łatwo. Ale, jako rzekł poeta: „Duma to tylko duma, nie da ci nic w zamian za wszystko to, co może odebrać. A odebrać może wszystko.” /J.A./
Chciałbym też zacytować wspaniałą Anię Hladii, dzięki której udało mi się spojrzeć na tę zbiórkę z odpowiedniej perspektywy:
„Wstyd to kraść, a by prosić o pomoc, trzeba mieć odwagę”.
Tak więc jestem tutaj i proszę Cię o pomoc. Jako osoba ciężko chora i niepełnosprawna, która coraz gorzej radzi sobie z ogarnianiem rzeczywistości – a co gorsza zaczyna stanowić ciężar dla wszystkich dookoła – ale też jako (mniej więcej) utalentowany twórca, który chciałby również dać światu coś od siebie, a nie tylko brać, ale któremu zbyt szybko kończą się siły i czas.
Choć tak naprawdę niniejsza opowieść to ledwie preludium do horroru, jakim bywa moja codzienność, zdaję sobie sprawę, że jest aż nazbyt długa. Dziękuję Ci więc, że dotarłaś/dotarłeś aż tutaj, żeby się z nią zapoznać. Mam również nadzieję, że znalazłaś/znalazłeś trzecie słowo; to, które Twoim zdaniem najlepiej do mnie pasuje.
Jeśli zechcesz mi je zdradzić, dowiedzieć się o czegoś więcej o mnie lub mojej twórczości, zadać mi jakieś pytanie – np. o egzemplarz którejś z wymienionych książek z dedykacją i autografem – pogadać albo po prostu dopingować podczas tej nierównej walki, znajdziesz mnie na:
Instagramie – https:www.instagram.com/piotr.t.dudek_pisarz/
i facebooku – https:www.facebook.com/PiotrTomaszDudek
P.S.
Wybacz ckliwy, clickbaitowy nagłówek.
* – aktualizacja 03.01.2025
Zbyt dawno tu nie zaglądałem, a tymczasem sporo się zmieniło. Niestety nie na lepsze. Sprawę w sądzie przegrałem, bo niesprawiedliwości i uprzedzeń ciąg dalszy (choć mógłbym przysiąc, że pan sędzia, gdyby tylko mógł, przyznałby mi tę rentę). Zamierzałem się odwoływać, bo całej tej sprawie było tak wiele nieprawidłowości, że (w mojej ocenie) realnie miałbym szansę jeszcze coś wywalczyć. Tyle że, wg prawnika, musiałbym czekać i dwa, trzy lata, żeby cokolwiek się ruszyło, a na to mnie nie stać. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę, że ostatecznie i tak mógłbym ponieść porażkę. Odpuściłem więc tamtą sprawę (a pani fajna w zusowkim kitlu pewnie zgarnęła sporą premię z pieniędzy, które w duchu prawa powinny być moje), a zamiast tego złożyłem nowy wniosek o rentę. Po przeszło roku życia w poważnym ubóstwie i związanym z nim ogromnym stresie, z ciężką depresją (zdiagnozowaną), przez którą praktycznie przestałem nie tylko pisać, ale i redagować (co jeszcze pogorszyło naszą sytuację życiową), tonąc w długach, każdej nieprzespanej nocy mierząc się z napadami lękowymi (a czasami i atakami paniki), jedząc byle co, byle tanie było, uwierzcie mi, zyskałem sporo bardzo mocnych argumentów w tym sporze. I nie jest to dobra wiadomość. Ale wiecie co? ZUS nadal ma to w poważaniu. Przy rozpatrywaniu obecnego wniosku nawet mnie nie wezwano na badania, tylko wystawiono mi orzeczenie zaocznie, i to – jak wynika z samego orzeczenia – opierając się wyłącznie na badaniach z początku 2023 roku (czyli niemal sprzed dwóch lat) i pomijając te aktualne (sic!), co już samo w sobie jest chore, absurdalne i zwyczajnie złe, a jeśli wziąć pod uwagę, że mój stan drastycznie się pogorszył, zakrawa również co najmniej na sprzeniewierzenie się Przyrzeczeniu Lekarskiemu (czyli Przysiędze Hipokratesa de facto nie będącej Przysięgą Hipokratesa, lecz – w uproszczeniu – jej uwspółcześnioną wersją). Naturalnie zgłosiłem sprzeciw wobec tego orzeczenia i 08.01.25 mam się zgłosić na komisję ZUSowską, tym razem w Krakowie, ale czy ma sens się łudzić, że cokolwiek zdziałam przeciw tak złej, a przy tym niemal wszechpotężnej woli? Pewnie nie. Ale wiecie co? I tak się nie poddam. Trzymajcie kciuki.
Przekaż 1.5% podatku
Przekaż 1,5% podatku na KRS: 0000270261 z celem szczegółowym: Piotr Dudek 16866
Rozliczyć PIT oraz przekazać 1,5% możesz za pomocą darmowego programu do PIT!
Oświadczenie PIT-OP dla emeryta / rencisty
Oświadczenie PIT-OP o przekazaniu 1,5% Podatku za rok podatkowy 2024 w 2025 rok-u dla osób które otrzymują z ZUS PIT-40A.
Przelew bankowy
Wpłaty indywidualne można dokonywać na rachunek bankowy:
35 2030 0045 1110 0000 0382 5640 BGŻ BNP Paribas S.A.
w tytule wpisując:
Piotr Dudek 16866