Mateusz Paluch

Najpierw był festiwal, ale... Od samego początku było jasne - Festiwal Stacja Bieszczady musi realizować dwa cele. Pierwszy był dla nas oczywisty - przenieść góry do Warszawy, zarażać pasją, zorganizować spotkanie z muzyką, filmem, podróżnikami. Drugi krystalizował się powoli. Szukaliśmy pomysłu jak wydobyć jeszcze więcej z tego festiwalu. Już wtedy zakładaliśmy, że wydarzenie będzie miało charakter charytatywny. Z pomocą przyszedł wschód słońca na Caryńskiej. Zrozumiałam, że nie każdy może go zobaczyć. Skoro nie każdy może, zrobimy tak żeby każdy mógł. Dalej było już dla nas jasne - przekazujemy zysk z festiwalu na wyjazd dzieci z niepełnosprawnościami. Zabieramy dzieciaki w góry! I zrobiliśmy to. Pierwszy wyjazd na za nami, sfinansowaliśmy z pieniędzy zebranych w ramach festiwalu. Za nami drugi festiwal i lada moment kolejny wyjazd, a potem kolejny i kolejny. Tak naprawdę ograniczają nas tylko fundusze. W zależności do tego ile zbierzemy PLN tyle zabierzemy dzieci. Ale jak...? Zabieramy dzieci, rodziców, rodzeństwo. Opłacamy pobyt w górach (zakwaterowanie, wyżywienie), zapewniamy wolontariuszy, którzy wspólnie z nami wyruszą w góry, aby w asyście przewodnika zdobyć szczyt. Tak, dokładnie. Na wózkach. Zrobiliśmy to i zrobimy jeszcze wiele razy!